Witamina C czyli kwas L-askorbinowy, bierze udział w metabolizmie tłuszczów, cholesterolu i kwasów żółciowych, jest niezbędna do syntezy kolagenu (wiwat gładka cera i zdrowe stawy!), hormonów, hemoglobiny, zapewnia gojenie ran, ma bardzo duży wpływ na odporność organizmu, jest silnym przeciwutleniaczem. Niedobór witaminy C zmniejsza wchłanianie żelaza, a długotrwały znaczny niedobór prowadzi do bardzo nieprzyjemnej przypadłości szkorbutem zwanej.
dobra… dość tej nudy. Konkrety:
Gdzie ją można spotkać w naturze: w owocach, warzywach, dość mocno zasobne w nią są: jarmuż, nać pietruszki, czarna porzeczka.
Niestety mamy zimę, słaby dostęp do świeżych warzyw i owoców (te z Hiszpanii czy Holandii co w marketach miesiącami leżą jakoś mnie nie przekonują), ale mamy mrożonki. Jednak gotowanie, duszenie, pieczenie zabija nam tą cenną witaminkę.
Pamiętajcie: obróbka termiczna eliminuje do 80% witaminy C z produktów spożywczych!!!
A więc w czasie kiedy nie mamy dostępu do świeżych i naszych polskich, a najlepiej niepryskanych, owoców i warzyw warto przyjmować witaminę C, choćby w czasie zachorowań na wszelkie grypy, przeziębienia czy anginy… ale czy na pewno…?
I to jest pierwsze podejście do witaminy C. Potem przedstawię drugie…
Ile tego brać?
A to, widzicie moi kochani, zależy. Musicie sobie to wycyrklować sami, bo zależy to od kondycji organizmu w danym momencie i tego ile witaminy C dostarczacie w pożywieniu. Norma wynosi 75-90 mg, ale to jest śmieszna norma i moim skromnym zdaniem i jak niewiele wynosi tak niewiele wnosi.
W proponowanych przez nas produktach jest 1000 mg witaminy C w jednej porcji. Uważam, że jest to ilość, która wystarczy w profilaktyce. W przypadku większego zapotrzebowania, czyli proponowaną dawkę dzienną przyjąć np. 2 razy – rano i wieczorem. Albo nawet 3 – rano, wieczór i w południe.
Istnieje bardzo wiele opracowań, które mówią, że ogromną ilość chorób można przepędzić właśnie witaminą C w konkretnych, powalających wręcz dawkach. Oczywiście absolutnie przestrzegam przed testowaniem samemu! Natomiast trochę zwiększyć dawkę w przypadku przeziębienia, grypy czy anginy – jak najbardziej. Jeśli dorwie Was biegająca biegunka, znak, że przesadziliście. Ale przy proponowanej przeze mnie ilości raczej wątpię.
I ważne jest aby to była witamina jak najbardziej naturalna, jak najbardziej naturalnie wyprodukowana, bo taka zawiera dodatkowo porcję rutyny, z którą razem w przyrodzie występuje.
Podobno syntetyczna witamina C inaczej w organizmie się zachowuje i nawet może prowadzić do tworzenia się kamicy nerkowej. Podobno…
A teraz podejście drugie:
Tradycyjna Medycyna Chińska, która mnie fascynuje mówi, że potrawy o smaku kwaśnym są „ściągające, powstrzymujące, ochładzające”. Nie chodzi tylko o to potrawy, które nam wydają się kwaśne, ale o całą gamę pożywienia wg pewnej specjalnej kwalifikacji. Akurat witamina C wydaje nam się kwaśna i jest kwaśna wg tej klasyfikacji.
Wobec powyższego, w przypadku choroby nie pomaga pozbyć się jej, a niestety ściąga ją w głąb organizmu i zatrzymuje w środku. Oczywiście, z wierzchu wszystko wygląda pięknie, przeszło nam, nic już nie dolega, ale niestety choróbsko siedzi sobie w nas i da znać o sobie później… Brzmi nieciekawie, prawda? Dlatego TCM (Tradycyjna Chińska Medycyna) odradza stanowczo leczenie się witaminą C. No chyba, że w szczególnych przypadkach. Ale nie w przeziębieniu czy innych chorobach „z zimna”.
Dlatego wychodzi, że witaminę C najlepiej przyjmować profilaktycznie, jako uzupełnienie diety niekoniecznie wystarczająco w nią obfitującej, a jak już jesteśmy chorzy to ratować się czym innym. Oczywiście, słyszałam o leczeniu nowotworów wlewami dożylnymi z witaminy C i oczywiście, że gdyby przyszło co do czego wybieram tą metodę, a nie chemię. Oraz wiele innych metod naturalnych zanim moja desperacja popchnie mnie do chemio- radio- czy innej nienaturalnej terapii. Ale o tym innym razem.
Jakby na witaminę C nie patrzeć to jest nam niezbędna do prawidłowego funkcjonowania organizmu, a nasz organizm w przeciwieństwie do zwierzęcego produkować jej sam nie potrafi. Jeśli więc nie chcemy, nie możemy czy obawiamy się, że przyjmujemy z pożywieniem zbyt mało tej cudownej witaminki – suplementujmy.
Pomysły na przyjmowanie:
- Kiedy robię koktajle owocowe dosypuję witaminę C – soki nie ciemnieją a dodatkowa porcja witaminki skonsumowana. Należy pamiętać, ze wit C nie lubi styczności z metalem, więc nie miksujemy metalowymi ostrzami koktajlu z witaminką, tylko dodajemy już w dzbanku np. Mieszamy drewnianą, porcelanową lub ewentualnie plastikową łyżką.
- Robiąc rano herbatę do śniadania (niekoniecznie czarną, czasem to jest u mnie zestaw ziół) dodaję witaminę C zamiast lub dodatkowo oprócz cytryny i do tego jakieś słodziwo – syrop z agawy, ryżowy bądź po prostu miód. Ale wszystkie dodatki dopiero kiedy herbatka ma nie więcej jak 40 stopni, inaczej tracę zarówno właściwości miodu jak i zawartość witaminy w witaminie.
Witamina C ma działanie przeciwzapalne i regenerujące dla układu krwionośnego, wzmacnia naczynia krwionośne więc jest bardzo pożądana przy żylakach. Wspomaga gojenie się ran oraz zmiany po ukąszeniach owadów.
- W sytuacji chęci regeneracji tkanek czy pogonienia stanu zapalnego polecam brać Witaminę C w dawkach podzielonych ale za to co godzinę lub dwie. W takich sytuacjach ważne jest zachowanie stałego dostępu do tej witaminy, gdyż to co przyjmiemy szybko zostaje wykorzystane. Jednocześnie przyjęcie na raz za dużej dawki spowoduje jej wydalenie zanim będzie wykorzystana. Czyli bierzemy wówczas np. 5 razy w ciągu dnia po 1 gramie lub przy większych problemach więcej porcji.
Jeśli podczas kuracji witaminą C dostaniemy, ehhmm, sraczki za przeproszeniem, to znaczy, że przegięliśmy… Organizm ma dość więc zmniejszamy dawkę lub częstotliwość.
No i tyle w temacie, skończę już choć mogłabym jeszcze długo 🙂
Nasze propozycje: