Po dość długim czasie, przyznaję, oddaję drugą część artykułu poruszającego ważny temat: jak jeść zdrowo, co zmienić na swoim talerzu aby odżywiać organizm, a nie zaśmiecać. Wprowadź te drobne zmiany do swojego domu, zyskasz Ty i Twoja rodzina! Korzyści, które mam na uwadze to lepsze samopoczucie, większa odporność na infekcje, brak popołudniowego zmęczenia oraz, bardzo często, pozbycie się kilku nadmiarowych kilogramów 😉 Nie zwlekaj – przeczytaj!
Zacznijmy od SOLI
Ma złą sławę, bo jest posądzana o powodowanie nadciśnienia, miażdżycę a także zatrzymywanie wody w organizmie. I rzeczywiście – zwykła sól kuchenna to nic dobrego, nadaje się co najwyżej do posypywania ulic w zimie, choć osobiście nie przepadam za tym rytuałem.
Dlaczego ta oczyszczona, piękna, bielutka, drobna sól kuchenna ma tak złą sławę? Ano właśnie z powodu owego oczyszczania. Oczyszczanie, rafinowanie czy warzenie soli pozbywa ja wszystkich z ponad 60 (!!!) związków mineralnych występujących w naturalnych odmianach soli. Następnie dodawany jest do niej jod (mimo, iż wielu jest zdania, że ten z którego została sól oczyszczona byłby zdrowszy), a w jeszcze gorszym przypadku fluor! I taka sól, a właściwie sam chlorek sodu trafia na nasze stoły i rujnuje nam zdrowie.
Ciekawostka:
nasz organizm nie jest głupi. Czując smak soli oczekuje dawki minerałów, które powinny w niej występować. Niestety, gdy jest to sól oczyszczona – tych minerałów nie dostanie. Więc za chwilę prosi o więcej, co objawia się ochotą na słone. I mamy uzależnienie od słonego smaku w pakiecie z solą oczyszczoną! Smutne…
Ostatnio, dużym powodzeniem cieszy się sól himalajska. Jednak coraz więcej producentów dodaje do niej antyzbrylacze, a widziałam nawet jodowaną… Zakładając, że dostaniemy naturalną sól himalajską będzie to najlepszy wybór, bo właśnie ona jest najbardziej zasobna w minerały.
Sól morska natomiast, niby naturalna, jednak oceany i morza, z których pochodzi to plastikowe śmietniska wobec czego sól tak pozyskiwana również zawiera cząsteczki plastiku i wszelkich innych śmieci… Nie brzmi to zachęcająco.
Ja często kupuję sól kłodawską, kopalnianą, naturalną, co z tego, że jest szara, a nie różowa? Najważniejsze, że zawiera naturalne minerały, nic nie jest do niej sztucznie dodawane. UWAGA – tu trzeba uważać aby nie była WARZONA. Co miłe – jest najtańsza spośród naturalnych soli, więc tym bardziej warto ją wybierać. Przestrzegam tylko, że jest mniej słona niż sól kuchenna – można wykorzystać ta właściwość aby odzwyczaić się od mocno słonych potraw.
Oleje rafinowane
Z olejem rafinowanym jest podobnie jak z solą oczyszczoną – wyczyszczone zostają wszelkie wartościowe składniki i na co nam taki olej? Wiecie co, tak sobie myślę, że człowiek jakiś durnowaty jest – wszystko oczyszcza, pozbawia naturalnych substancji, wkłada palce w naturę, a potem dziwi się, że choruje…
Jak tylko można należy korzystać z olei nierafinowanych, z pierwszego tłoczenia uzyskiwanych mechanicznie, a nie chemicznie w jak najbardziej naturalny sposób. Wtedy są najbardziej wartościowe. Jednak olej olejowi nierówny i trzeba też wiedzieć JAKIE oleje służą naszemu zdrowiu. Oleje zawierają nienasycone kwasy tłuszczowe Omega-6 i Omega-3, których nasz organizm nie wytwarza, może tylko pozyskiwać z pożywienia. Dla zdrowia najlepiej jest jeśli stosunek spożywanych kawasów Omega-6 do Omega-3 jest jak 1:1. Niestety spożywamy o wiele więcej Omega-6, bo występuje w pożywieniu nagminnie. Niekorzystne jest to, że ma on właściwości prozapalne. Stosunek Omega-6 do Omega-3 w najlepiej wypada w oleju rzepakowym nierafinowanym, bo waha się w okolicach 1:1. W rzepakowym rafinowanym ten stosunek wynosi już 2:1. Najgorzej wypada olej słonecznikowy ze stosunkiem około 335:1 – tego nie polecam używać w kuchni! Natomiast, by poprawić parametry naszej żywności pod tym względem używa się oleju lnianego (stąd jego dobra sława), w którym wspomniany stosunek kwasów wynosi 1:3.
Musimy też pamiętać, że oleje nie nadają się do smażenia, bo te nierafinowane mają dość niską temperaturę dymienia. Im niższa tym olej szybciej zaczyna się palić na patelni i powstają wówczas związki o działaniu toksycznym na nasz organizm. Mówi się tu o właściwościach rakotwórczych. Dlatego do smażenia używam oleju kokosowego lub masła klarowanego – te dwa tłuszcze to kwasy tłuszczowe nasycone. Trudno mówić o zdrowiu w przypadku smażenia, jednak jeśli to robimy to polecam na tych właśnie tłuszczach, które charakteryzują się wysoką temperaturą dymienia, czyli trzeba się postarać aby przypaliły się na patelni 😉
Mięso
Na ten temat każdy będzie miał swoje zdanie – jeden powie, że mięso jest niezbędne, bo inaczej mięśnie mu nie urosną i… nie będzie miał racji. Kto inny powie, że nie powinniśmy jeść ani mięsa ani produktów odzwierzęcych i nic nam w diecie nie zabraknie. No i z tym twierdzeniem też się nie zgodzę. Nie będę więc polemizować nad ilością mięsa w diecie. Osobiście przyjęłam za starożytnymi Chińczykami, że w zupełności wystarcza jeśli stanowi 10-15% ogólnego spożycia pokarmów.
Chcę tu tylko powiedzieć, że jeżeli wybierzecie jedzenie mięsa to niech to będzie mięso ze sprawdzonego źródła, gdzie zwierzęta traktuje się z miłością i należnym im szacunkiem i nie karmi antybiotykami ani super odżywkami by błyskawicznie rosły. Ja wierzę, że do mięsa zwierząt nie tylko trafiają toksyny i antybiotyki ale również zebrane w ich krótkim życiu emocje… ♥
Mleko od krowy
Nie będę nawet ukrywać, że jestem przeciwniczką picia mleka krowiego przez ludzi. Dlaczego? Bo zawiera kazeinę – białko mleka krowiego, które jest nieodpowiednie dla ludzi, natomiast odpowiednie dla… cieląt, rzecz jasna! Ma taki skład, aby młodym cielaczkom dobrze rosły rogi i kopyta. A co ma rosnąć po nim naszym dzieciom? Niby, że mocne kości – ależ skąd! Dzisiaj już jest to mit.
W tym artykule rozpisałam się trochę na temat mleka: klik
Puszki i konserwy
Dużo słyszy się o szkodliwości zapuszkowanej żywności, więc powiedzmy sobie parę słów o tym z czego to wynika. Przede wszystkim skład puszki jest kontrowersyjny – do produkcji puszek stosuje się substancję bisfenol A (BPA), która uznawana jest za niebezpieczną np. w Kanadzie. Niektórzy są jednak zdania, że puszki nie zawierają tej substancji. Kto wie, może na rynku są i takie i takie. Kolejną sprawą jest przenikanie metali ciężkich do konserwowanej żywności. Ja wręcz nie mam wątpliwości, że tak się dzieje, pytanie tylko ile tego tam jest i na ile jest szkodliwe. Biorąc pod uwagę, że niektóre produkty spożywcze (głównie ryby) i tak zawierają metale ciężkie lepiej nie dokładać ich sobie z puszkowanego produktu. Na półkach można znaleźć coraz częściej groszek czy kukurydzę w słoiku, a nawet ulubionego przez mojego męża – tuńczyka. Dodatkowo ten w słoiku jest znacznie lepszej jakości, może dlatego, że go widać 😉 Dlatego unikajmy puszek jeśli się da 🙂
Mrożonki i mikrofala
To będzie może dla Ciebie kontrowersyjne, ale liczę, że ciekawe… Wg Tradycyjnej Medycyny Chińskiej w pożywieniu ważna jest energia, a nie składniki odżywcze typu witaminy i minerały. Dlatego łatwe do zrozumienia wg tej teorii jest dlaczego po niektórych potrawach nie przybywa nam energii, a ubywa – dzieje się tak wtedy, gdy energia zyskana z pożywienia jest tak mała, że przewyższa ją ilość energii jaka musi być spożytkowana na trawienie. Tak dzieje się również po zbytnim obżarstwie.
Jedzenie z mikrofalówki nie posiada energii – mikrofale pozbawiają posiłek energii. Po co więc jeść coś takiego? Nie da nam nic ponad odłożenie się jedzonka w postaci tkanki tłuszczowej, no i chwilowego zapchania żołądka.
Podobnie sprawa się na z mrożonkami, im niższa temperatura mrożenia i dłuższe przechowywanie w stanie zamrożonym tym gorzej. Staram się nigdy nie gotować z mrożonek, a zamrażalnika używam kiedy nie chcę aby jedzenie zmarnowało się, wtedy mrożę i staram się jak najszybciej wykorzystać.
A na koniec słowo otuchy:
Kochani! wszystko jest dla ludzi! Trzeba tylko z głową, nie popadać w skrajności i nie przejadać się!!! 🙂
Przenieś mnie do części I