Soczewicowa pasta do chleba kiedy „nie ma nic w lodówce” – wegańska!

Nagle łapie Cię głód, lecisz do lodówki, otwierasz a tam… pusto. A czasem pełno, ale wcale nie tego na co masz akurat ochotę lub na wszystko co jest w lodówce – nie masz ochoty! Tak właśnie miałam ostatnio – tu wędlinka, tam jajeczko, tam serek, a ja uparłam się na jedzenie roślinne kompletnie nie mając ochoty wziąć do ust nic odzwierzęcego. Jak na złość hummusik właśnie się skończył…

 Ten przepis dedykuję mojej Mamie, która uważa, że powinnam zamieszczać na blogu więcej przepisów – i pewnie ma rację, bo Mamy bardzo często mają rację 🙂

To było w piątek – taki dzień kiedy już wyczerpały się rezerwy z weekendu, na zakupy nie było kiedy pójść i w lodowce jakieś prześwity. Zachciało mi się czymś posmarować mój bezglutenowy chlebek, a tu jak na złość nic ciekawego. Stąd pomysł na szybką pastę z soczewicą. Soczewica jest bardzo wdzięcznym strączkiem – szybciutko się gotuje, a nawet rozgotowuje kiedy trzeba tworząc świetną bazę do past szczególnie w towarzystwie pomidorka.

Po obejrzeniu zawartości lodówki do soczewicy dobrałam:

 

  • cebulę
  • łyżkę oleju kokosowego
  • pół czerwonej papryki
  • 0,3 l soku pomidorowego
  • łyżeczkę papryki w proszku
  • sól, pieprz, chili, majeranek – po szczypcie
  • soczewicy wzięłam 1/3 szklanki
to jest czerwona soczewica oczywiście

 

Postawiłam patelnię na gaz, wrzuciłam olej kokosowy i zanim rozpuścił się i nagrzał obrałam cebulę, pokroiłam byle jak i wrzuciłam do podsmażenia.

Kiedy delikatnie „chwyciła” podlałam troszkę wodą i dorzuciłam pokrojoną (byle jak) paprykę.

Posoliłam, przykryłam pokrywką i dusiłam chwilę, następnie dodałam opłukaną na sicie soczewicę

 

Dusiłam dalej.

 

Jakieś 7 min później dodałam sok pomidorowy

i dusiłam jeszcze trochę.

 

To nie musi być koniecznie sok pomidorowy, może być passata, może być koncentrat – z tym, że wówczas musimy dodać trochę wody aby soczewica miała się w czym udusić.

 

Teraz przyszła kolej na przyprawy, zbadanie czy soczewica już miękka i czy woda odparowała. Kiedy uznałam, że wszystko już podusiło się wystarczająco blenderem rozmiksowałam większe kawałki, nie wszystko koniecznie na gładko, ja wolę jak pasta ma jakąś „strukturę”. Zapakowałam do słoiczka i zaraz później mogłam się cieszyć kanapką roślinną 🙂

Taka pasta jest smaczna i zdrowa. Dzięki temu, że składniki są duszone, a nie surowe i dzięki dodatkowi chili ma działanie ocieplające co jest bardzo ważne jesienią i zimą, kiedy nie powinniśmy się wychładzać. Zdecydowanie polecam taki sposób jedzenia warzyw – czyli duszonych, gotowanych pieczonych w okresie jesiennym i zimowym. W pozostałych porach roku – to już zależy od stanu organizmu 🙂

Jeżeli nie unikamy masła to polecam na koniec dodać trochę dla „poślizgu”, bez tego pasta może sprawiać wrażenie nieco suchej.

Smacznego!!!

EDIT: Resztkę pasty posmarowałam na tostach (takich wyskakujących 😉 ) a na to maznęłam majonezem – tak, też czasem sobie dogadzam!!! Jejku, jakie to było pyyyszneee! Polecam czasem sobie dogodzić, ale żeby to byo rzeczywiście czasem!